“Pixie” Barnaby Thompsona – między zemstą a bogactwem

Pixie Barnaby Thompsona nie należy do filmów najłatwiejszych w odbiorze – wielu widzów przyznawało po napisach końcowych, że sens opowiadanej historii nie całkiem do nich dotarł. Taki był zresztą zamysł samych twórców, którzy założyli sobie nakręcenie obrazu szalonego i niejednoznacznego. Efekt ich pracy na pewno może się podobać, choć zarazem pozostawia odrobinę niepewności.

tablet photo

Rodzinna zemsta w wielką forsą w tle

Najważniejszy wątek Pixie wydaje się zaznaczony na tyle dyskretnie, że łatwo go przeoczyć – jest nim zaś rodzinna tragedia tytułowej bohaterki, która traci matkę w dość enigmatycznych okolicznościach. Owa główna nić fabularna zdaje się ginąć w gąszczu innych, pobocznych wątków i motywów, co można uznać zarazem za zaletę i wadę produkcji Thompsona. Chwilami zwyczajnie nie wiadomo, o co na ekranie chodzi. Aby się w tym wszystkim nie pogubić, warto pamiętać przez cały czas o planowanej przez dziewczynę zemście. To właśnie ona wewnętrznie organizuje całe filmowe uniwersum.

Pixie O’Brien to młoda, piękna i ambitna Irlandka. Wywodzi się z rodziny o silnych inklinacjach przestępczych, co nie pozostaje bez wpływu na wyznawane przez nią wartości. Zdaniem bohaterki, w życiu liczy się przede wszystkim przebiegłość i spryt, a naczelną zasadą postępowania powinien zawsze pozostawać wybujały egocentryzm. Rozumując w taki sposób, Pixie postanawia zrabować duże pieniądze konkurencyjnej grupie gangsterów, a następnie podjąć dzięki nim studia w szkole filmowej w San Francisco. Nie chce jednak brać bezpośredniego udziału w napadzie. Namawia do niego dwóch lokalnych zbirów, w tym… mordercę własnej matki. Colin (Rory Fleck Byrne) przystaje na propozycję dziewczyny z ochotą, nie zdając sobie sprawy z zastawionej przez nią pułapki.

Owa pułapka okazuje się zresztą niepotrzebna, bo Colin ginie nieoczekiwanie pod kołami samochodu. Kierujący nim Harland (Daryl McCormack) wchodzi tym samym w posiadanie sporej forsy, nie mając pojęcia o jej pochodzeniu. Oświeca go dopiero Pixie: pieniądze należały wcześniej do okrutnego duchownego, ojca Hectora McGratha, który z pewnością lada moment zażąda ich zwrotu. Aby tego uniknąć, trzeba natychmiast uciekać z miasta.

Ucieczka przez Irlandię staje się zatem leitmotivem całej drugiej części filmu. W międzyczasie dowiadujemy się też, że za zabójstwem matki Pixie stał pośrednio przyrodni brat dziewczyny, Mickey (Turlough Convery). To właśnie on nasłał Colina, aby ten wykonał mordercze zlecenie. Co ciekawe, sam Colin pojawia się na ekranie tuż pod koniec, chociaż wcześniej został przecież uśmiercony przez Harlanda. Teraz Pixie zabija go jednak na dobre, realizując powzięty plan pomszczenia swojej rodzicielki.

Chociaż tematyka obrazu Thompsona jest dość mroczna, całość serwuje się nam z absurdalnym humorem i w obłędnie szybkim tempie. Dzięki temu Pixie może śmiało uchodzić za udaną komedię kryminalną, z ciekawą fabułą i dobrym aktorstwem. Zapętlenia w scenariuszu mogą niektórych widzów drażnić, ale zarazem dodają filmowi swoistego zagadkowego uroku.